"Dobry Agent" zapowiadal sie na film niemal przelomowy. I pewnie by tak bylo gdyby De Niro nie zechcial pokazac kazdej sceny z wszystkimi detalami i niemalze w rzeczywistym czasie. Kilka razy szlag mnie trafial gdy Matt Damon mial przejsc ulice a kamera pokazywala jak idzie, idzie, idzie, idzie i doszedl - ufff dzieki Robert. To co mnie urzeklo to przede wszystkim gra aktorow. Damon mial juz w zyciu kilka swietnych wystepow ale mam wrazenie ze tym razem przeszedl samego siebie. To nie Bourne gdzie musi biegac, skakac i nie wiadomo co jeszcze. Kamienna twarz uzupelniona swidrujacym spojrzeniem jaka musial miec przez 90 % Dobrego Agenta mnie osobiscie powalila. Chociaz wracajacy do formy Alec Baldwin tez pokazal kawalek niezlej sztuki. Fani wylacznie filmow zabijacko - napadalskich beda rozczarowani. To bardziej film w klimacie nudnej jak flaki z olejem Syriany. Historia choc poszatkowana w czasie jest calkiem interesujaca i niezle pokazuje zaplecze dzialan przywodcow poteg tego swiata. Przy czym co mnie bardziej interesowalo stara sie wniknac w rzeczywiste prywatne zycie ludzi ktorzy poprzez swoja prace moga decydowac o losach tysiecy innych. Gdyby film byl krotszy (choc to nie wada - bardzo lubie 3 godzinowce), a przede wszystkim moze ciekawszy albo bardziej rozbudowany kosztem idiotycznie przeciaganych scen bylby bliski idealu. A tak moge tylko powiedziec ze to przyzwoite kino - co w przypadku Dobrego Agenta brzmi jak obelga.